Dziś ostatni rozdział – dziękujemy ci, za cały wspólnie spędzony czas!
Rozdział 17 – 2/2
Nadszedł wielki dzień, przynajmniej dla Justyny i jej kuzyna. Umówili się, że zapoznają rodzinę ze swoimi partnerami przy tej samej okazji, żeby zminimalizować zaskoczenie i rozłożyć wszelkie gadanie i marudzenie od razu na dwoje. Urządzili wystawny, niedzielny obiad, zapowiadając bliskim gości. Było jeszcze dość wcześnie, Justyna krzątała się po kuchni, kończąc przyrządzać sałatki i pilnując dopiekającego się kurczaka. Fartuszek, którego zwykle nie używała, dziś miała zarzucony na długą bordową sukienkę, ozdobioną kołnierzykiem i mankietami własnej roboty. Wyjęła z szafek naczynia i zaniosła do salonu, żeby ustawić je na stole w sposób elegancki i wysublimowany. Nie była pewna, do jakich norm przywykła Rosie i postanowiła jak najlepiej się postarać. Uparła się też, żeby przygotować wszystko sama, a reszta rodziny przystała na to bez problemu.
Spojrzała na telefon, leżący na okrytym białym obrusem stole i stwierdziła z lekkim przestrachem, że do godziny Z jak Zapoznanie i Zaręczyny zostało tylko pięć minut. Właśnie wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Chciała pobiec otworzyć, ale po chwili uznała, że nie jest jedyną osobą w tym domu, a poza tym kurczak prawdopodobnie bardziej wymaga w tej chwili jej uwagi. Gdy wyciągała go z piekarnika, ktoś wszedł do kuchni. Odwróciła się z brytfanną w kierunku drzwi i mało nie upuściła gorącego drobiu na widok swojego przyszłego męża. Miał na sobie garnitur, na twarzy jak zawsze uśmiech, a w oczach błyskało coś filuternego. Jeśli to możliwe, wydawał jej się jeszcze przystojniejszy niż do tej pory. On też był pod wrażeniem jej wyglądu, dziś naprawdę się postarała z doborem stroju, fryzury, makijażu i dodatków.
– Uwielbiam cię w tych długich sukniach – wymruczał jej do ucha zamiast powitania.
– A bez nich? – spojrzała mu w oczy, uśmiechając się przy tym, bynajmniej nie niewinnie.
Zamiast odpowiedzi chciał ją pocałować, ale nadział się brzuchem na wciąż trzymaną przez nią brytfannę z pachnącym apetycznie kurczakiem. To otrzeźwiło ich oboje, Justyna odstawiła parujący drób na blat kuchni, a Jan po upewnieniu się, że na pewno nie przyda się jego pomoc, został wysłany do salonu, gdzie powoli zbierali się już wszyscy uczestnicy dzisiejszego obiadu. Witek przedstawił rodzicom i siostrze Jana Tyrowicza, a wkrótce i przybyłą Rosamund Keerwood, która siedziała teraz cicho na krześle, odpowiadając tylko na jakieś grzeczne uwagi Leny. Justyna zaczęła wnosić potrawy, Jan nie wytrzymał i zerwał się pomagać, także wkrótce wszyscy jedli, zajmując się przy tym luźną rozmową. Dopiero przy deserze Justyna nie wytrzymała i, porozumiawszy się wzrokiem z narzeczonym, odezwała się na tyle głośno, żeby usłyszała ją zajęta herbatą i szarlotką rodzina.
– Pan Tyrowicz to dla mnie ktoś więcej niż przyjaciel – odpowiedziała na jakąś luźną uwagę ciotki o zaproszeniu dziś tak miłych przyjaciół. Dwie kobiece, zielone pary oczu, spojrzały uważniej na wysoką postać malarza.
– Chłopak? – rzuciła zaciekawiona Lenka.
– Więcej – odparła Justyna, pozornie obojętnie, ale demonstracyjnie wkładając na palec wskazujący prawej ręki otrzymany przed kilku dniami pierścionek. Obręcz z białego złota obejmowały z dwóch stron po trzy malutkie, niewiele od niej grubsze listki, między nimi delikatne płatki mające odwzorowywać otwartą różę, otulały niewielki, krwiście czerwony rubin. Ciotka i kuzynka natychmiast pochyliły się nad nim, a i Rosie przesunęła się bliżej, żeby lepiej widzieć.
– Zaręczyłaś się – zauważyła początkowo z entuzjazmem ciotka i zupełnie inaczej spojrzała na Jana. Była w tym wzroku sympatia, ale i sporo podejrzliwości. Dziewczyna skinęła tylko głową rozpromieniona, a Jan dodał.
– Tak, chcemy się pobrać.
– Ale kiedy? Czy to nie za szybko? Gdzie będziecie mieszkać? Mówił pan, że czym na stałe się zajmuje? Ma pan tu jakąś rodzinę?
– Jan wyglądał na lekko skołowanego tym nagłym gradem pytań, a Justyna nie mogła się nadziwić niekonsekwencji ciotuni. Gdyby Zygmunt lub Rosen wpadli tu z zamiarem natychmiastowego małżeństwa, Emilia nie tylko pobłogosławiłaby taki związek, ale najchętniej siłą popchnęłaby opierającą się dziewczynę w ramiona amanta.
– Justynko, ty chyba nie jesteś już w ciąży i stąd ten pośpiech? – zakończyła ciotka.
Justyna zamarła, a podejrzany o czyn powołania już do życia małego Tyrowiczątka, zmieszał się strasznie.
– Nie jestem –- powiedziała dziewczyna głośno, patrząc ciotce prosto w oczy. – Kochamy się i chcemy być razem, czy to takie dziwne?
– Po takich okazjach, jakie miałaś, chcesz wyjść za malarza? – ciotka nie kryła rozczarowania i ironii, a zapytana na chwilę zastygła w bezruchu i zerknęła niepewnie na wybranka, ten jednak zachował twarz pokerzysty.
– Nie za malarza – zaprzeczyła – tylko za porządnego człowieka.
– Jak sobie chcesz – poddała się ciotka. – Taka jesteś wybredna, że to i tak cud, że kogoś sobie znalazłaś.
– A co to za cud – odezwał się nagle swoim niskim głosem Benedykt – że odrzuciła dwóch wałkoni, a chce poślubić uczciwego, pracowitego chłopaka? I nie widzę też cudu w tym, że on zakochał się w naszej Justynce.
Dziewczyna spojrzała na wuja z wdzięcznością. Wiedziała, że rodzina nie może jej niczego zabronić, ale obawiała się tego całego gadania, którego teraz oboje musieli wysłuchiwać. Ponieważ jednak oboje z Janem byli tradycjonalistami, uznali, że wypada urządzić takie oficjalne zapoznanie. Widząc, że ciotka otwiera już usta do kolejnej uwagi, postanowiła rzucić kuzyna na pożarcie.
– Wituś, może dość już o nas, czas na twój coming out.
– Jesteś gejem? – spytała głośno Lenka, patrząc na brata znów z tą mieszaniną zaskoczenia i podziwu. Rosie też nagle spojrzała na niego jakby niepewnie. Rozmowa toczyła się co prawda od dłuższej chwili po polsku, ale niektóre słowa brzmią podobnie w obu językach. Witold rzucił siostrze tylko spojrzenie, mówiące wyraziście: ”Idiotka!” i wstał z krzesła.
– Chciałbym wam tylko oznajmić – zaczął po angielsku – że obecna tu Rosamund Keerwood jest moją dziewczyną, bardzo się kochamy i planujemy wspólną przyszłość– po tym oświadczeniu usiadł z powrotem, do stołu, pełnego filiżanek z dawno zapomnianą i ostygłą herbatą.
– I ty też już zdążyłeś się oświadczyć? – spytał z lekką ironią jego ojciec.
– Jeszcze nie – przyznał chłopak, podnosząc wysoko głowę – ale może to nastąpić niebawem – dodał, patrząc z czułością na zmieszaną i zarumienioną nagle Rosie.
– A co na to jej rodzice? – indagował dalej wuj, ignorując nagłe narzekania żony, że to za dużo wrażeń dla niej, jak na jeden raz.
– Rozmawialiśmy z jej mamą wczoraj, to znaczy nie o zaręczynach, tylko ogólnie o nas. Chyba mnie polubiła – powiedział Witek.
– Nie chyba, tylko na pewno – odezwała się żywo po raz pierwszy od dłuższej chwili Rosamund. – Cieszy się, że jestem z kimś porządnym i dobrym, opowiadałam jej wiele o tobie. No i jesteś krewnym Justyny, którą też lubi.
– To ty znasz jej matkę? – zwrócił się wuj z pytaniem do Justyny.
– Tak, to Mary, której firma pomaga mi z marketingiem. A właśnie, wujku, oni mają świetną ofertę i są naprawdę skuteczni. Ja powoli myślę o przeniesieniu sklepu w większe miejsce. Może i ciebie z nimi umówić?
– No nieee, najpierw mezalianse, potem interesy, głowa mnie rozbolała, idę się położyć – oznajmiła dramatycznie Emilia, wstając gwałtownie od stołu i kierując się w stronę swojej sypialni, przyciskając jednocześnie wypielęgnowane dłonie do skroni. Jej córka walczyła z chęcią zostania przy stole i słuchania dalszej dyskusji, ale w końcu, jak zawsze, pobiegła za matką.
– Czekaj tylko, aż twoja mama się dowie, kto jest wujkiem Rosie – powiedziała cicho Justyna do kuzyna. – Zaraz sama przegoni biedną dziewczynę po salonach ślubnych.
– A idźcie – machnął w tym czasie ręką w kierunku żony i córki Benedykt.– A z wami– tu zwrócił się w kierunku dwóch siedzących par – mogę teraz porozmawiać na spokojnie, jak wyobrażacie sobie przyszłość.
***
– Bardzo było źle? – spytała lekko skruszona Justyna, gdy byli już tylko we dwoje.
Wieczór był ciepły i piękny, w majowym powietrzu unosiła się woń kwiatów i zapowiedź gorącego lata, postanowili więc wybrać się na spacer po parku.
– No co ty– zaprzeczył Jan.– Twoja ciotka owszem, zaskoczyła mnie trochę, ale widać, że jej na tobie zależy. Na jej sposób zapewne… Twój wujek to wspaniały człowiek, musisz przyznać, że dał nam kilka cennych rad.
– Mówiłam ci, że jest dla mnie jak ojciec. Choć tego biologicznego też wypadałoby zawiadomić. Właśnie, a rozmawiałeś już ze swoją mamą?
Jan w odpowiedzi roześmiał się głośno.
– Wczoraj przez Skype’a. Jest przeszczęśliwa, że syn wreszcie się ustatkuje, no i liczy na wnuki. Ciebie widziała raz, ale polubiła bardzo. Już szuka biletów, na ślub przyjedzie na pewno. Tylko kiedy? – tu spojrzał pytająco na Justynę.
– Co kiedy?
– Kiedy ustalimy datę i zaczniemy przygotowania?
– Teraz, zaraz? – zaproponowała, patrząc mu w oczy.
– Trochę za wcześnie – odpowiedział i roześmiał się na widok jej lekko rozczarowanej miny. – Zaczekajmy z tym powiedzmy… do jutra? Dzwoniłem do registry office już w piątek. Masz na poniedziałek jakieś plany?
– Siedzenie w sklepie, szydełkowanie i myślenie o tobie.
– Znajdziesz w tym napiętym harmonogramie chwilę, na skoczenie ze mną do urzędu i zarezerwowanie terminu?
– Chyba dam radę się dostosować – odpowiedziała, patrząc na niego z takim uśmiechem, że po prostu musiał wziąć ją w ramiona i namiętnie pocałować.
KONIEC
Poprzednie części znajdziesz tutaj: Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 - 1/2 Rozdział 3 - 2/2 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 - 1/2 Rozdział 8 - 2/2 Rozdział 09 Rozdział 10 - 1/2 Rozdział 10 - 2/2 Rozdział 11 Rozdział 12 - 1/2 Rozdział 12 - 2/2 Rozdział 13 - 1/2 Rozdział 13 - 2/2 Rozdział 14 - 1/3 Rozdział 14 - 2/3
Rozdział 14 - 3/3 Rozdział 15 Rozdział 16 - 1/2 Rozdział 16 - 2/2 Rozdział 17 - 1/2